Na zielonej Ukrainie II
No i kolejny bus. Korzytstaja z nich chyba wszyscy - starzy i mlodzi. bogaci ( jak my ) i biedniejsi. Nie sa drogie ( z malymy wyjatkami ) ale bardzo zdezelowane. Chyba nie zdarzyl nam sie taki, ktory nie mialby popekanej szyby. Wiec jedziemy. Cel - Czerniowiec bo tam czeka na nas autobus do stolicy Moldawi Kiszyniowa. Dojezdzamy na styk, pedzimy przez cale miasto trolejbusem. Smiesznie tanio jak dla nas. 20 minutowy przejazd kosztuje nas 30 groszy. W prawdzie jest bardzo tloczno i na naszych oczach rozgrywa sie bojka o miejsce to i tak jest swietnie. Kolejne nowe przezycia, jestesmy blizej ludzi zamieszkujacych ta czesc kontynentu. Dobiegamy na dworzec. Jest autobus... niestety najebany ludzmi. Mozemy jechac ale jakos 9 godzinna podroz w nocy na stojaco w przepelnionym autobusie nam sie nie usmiecha. Pierwszy raz nasz plan podrozy zaczyna sie sypac. Ale co to dla nas, Jak zwykle na wysokosci zadania stajhe nasz glowno dowodzacy Lukasz i wynajduje spod ziemii busa. Niestety pozna godzina i brak widokow na inne srodki transporu skutecznie winduja cene z 80 na 100 dolarow. Jest nie najlepiej bo trasa nie jest dluga. Ale coz zrzuta i sie pakujemy. Byle do przodu.
Mijamy granice Ukrainsko - Rumunska. Spedzamy chwile na kanale z celnikami ale udaje nam sie przejechac bez wiekszych problemow. Jestesmy na dworcu w Suczawie. Troszke za wczesnie o jakies 4h. Trzeba wreszcie zmrurzyc oko. Rozkladamy centralnie na dworcu karimaty, pakujemy sie w spiwory, cenne dobytek pod glowe i lulu. Bezpanskie psy nie sa natretne kiedy juz zajma sie pusta puszka po konserwie. Dziwne nawet, nie sa agresywne, nie szczekaja. W ich oczach czai sie smutek.
Przerywamy sen tylko na chwile by wejsc na zalany deszczem peron i wpakowac sie do pociagu gdzie kontynuujemy przerwany sen. Po dwoch godzinach jestesmy w Iassi
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home