Na zielonej Rumunii III
No i Iassi. Ledwo wysiadamy na dworcu przyczepia sie do nas Rumun Misza i ciagnie do samochodu, mowi ze nas zawiezie gdzie chcecmy. Nie jest to zla opcja za 7 osob przejazdzke dosc dluga do Kisziniowa mamy zaplacic 70 baksow. Udaje sie nam stargowac troszeczke po dosc dlugich klotniach. I zaczyna sie jazda. Wsiadamy do 2 aut ale ruszaja 3. Za nami jedzie 3 samochod z 4 kolesiami w srodku. Troche sie posralismy, nie dosc ze w obcym kraju, nie dosc ze po raz pierwszy nie wszyscy razem tylko 4+3 to jeszcze jakies podejrzane typki jada. Na granicy z Moldawia spotykamy sie z naszym drugim samochodem. Dalej troche wystrachani ale nikt za nami nie jedzie. Witaj Moldawio, witaj biedo, ale witajcie tez wspaniale widoki. Jedziemy dalej dalej z dusza na ramieniu. Znow nasze samochody znikaja sobie z oczu. Zmieniamy na stacji kolo i doganiamy drugi samochod gdzies w jakiejs zapomnianaej wiosce. Zatrzymujemy sie i nagle wszystko okazuje sie jasne. Kierowcy dorabiaja sobie jeszcze w inny sposob. Dojezdza 3 samochod i zaczyna sie przepakowywanie. No coz kontrabanda. W przydroznej knajpce kierowcy zapodaja nam cisatsa i herbate. Jeszcze chwila strachu - moze zatrute ale zjadamy wszystko i jest spoko. Atmosfera sie rozluznia, piwko sie leje, jedziemy szybko i oto majac juz wszystko w dupie jestesmy w Kisziniowie.
Szybki obiad w restauracji - 7 osob najadlo sie za 40 zeta. Wreszcie kurwa wiem co to mamalyga. Zegnamy sie z Misza, strasznie nam pomogl i zorganizowal transport do Odessy. Wbijamy sie do nastepnego samochodu i odpalamy Moldawskie wina. Jest dobrze
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home