poniedziałek, maja 08, 2006

Akta Odessy










Granica Moldawsko- Ukrainska. Mialo byc tak pieknie i szybko. Zmarnowane 3h. Najpierw celnicy moldawscy dali popalic. Okazalo sie ze sa problemy bo w paszportach mamy wbita pieczatke wjazdowa do Ruminuu a wyjazdowej juz nie. I to byl dla niech pretekst zeby trzmac nas 45 minut na granicy. Lekka czasowa osuwa, ale to nic w porownaniu z 2h u celnikow Ukrainski. Wpelnianie 3 razy tej samej karteczki z imieniem, nazwiskiem, celem podrozy. Masakra. A tuz za granica przyczepil sie koles ze trzeba wykupic ubezpiecznie na pobyt na Ukrainie. Mowimy, zgodnie z prawda, ze mamy na cala Europe wykupione. A ten debil, ze Ukraina to nie Europa. Wkurzylismy sie niemilosiernie i delikatnie dalismy mu do zrozumienia, iz nie mamy zamiaru niczego placic. Udalo sie go pozbyc a Odessa juz czekala na nas.
Niestety pojawily sie nasteopne komplikacje w wyniku spoznienia musielismy sobie odpuscic to miejsce gdzie przez ponad 300 dniw w roku nie pada deszcz. Skonczylo sie na szybkim posilku i zwiedzeniu dworca.
Plan mielismy prosty - bilety do Kijowa. Oczywiscie w kasie nam oswiadczono, ze takowych nie dostaniemy, najwyzej jutro. NIe usmiechalo nam sie to zupelnie. Ale od czego sa konduktorzy?? Za dodatkowa oplata 30hrywien znalazly sie dla nas miejsca w tak zwanej Kupie, czyli po naszemu wagonie sypielanym. Przeplacilismy, nie zwiedzielismy Odessy ale znowu jest wesolo bo jedziemy, pijemy piwko i przezywamy wszystko jak dzieci z przedszkola. W sen zapadlismy przed polnoca a o 8 rano bylismy juz w skompanym Sloncem Kijowie